środa, 27 kwietnia 2011

Troszkę mnie tu nie było.Nie oznacza to,że nie zaglądałam ale nie miałam weny, ten gips mnie pokonał.W ubiegły wtorek zostałam wreszcie uwolniona od tego ciężaru<6 tygodni!>.  Sądziłam, że będzie ciężko ale moja kochana grabulka zrobiła mi przedświąteczną niespodziankę, troszkę się rusza.Fakt, kość nie do końca jeszcze zrośnięta ale jak to mnie pocieszył pan ortopeda"może ją pani złamać jeszcze raz i nas to nie będzie martwić, najważniejsze aby wróciła ruchomość stawu łokciowego".No to ruszam tą ręką.Zdroworozsądkowo ale ruszam.
I co robi maniaczka szydełka po powrocie do domu i lekkim odzipie? Bierze szydełko i sprawdza czy w ogóle da się coś zrobić.Nadgarstek nie był taki sztywny .W związku z tym na szybkiego poszukałam w necie jakiegoś prostego wzoru na serwetkę do koszyczka bo oczywiście "szewc bez butów chodzi", brak świeżego towaru w domu gdyż trzeba było wcześniej najbliższych obdarować, potem ten gips i klaps, nie ma czym przykryć święconki.Coś tam by się w domu znalazło ale mi się już nie podobało i o!Poszło:)
Szło troszkę długo bo jednak sprawności troszkę brak i rozsądek kazał robić przerwy gdyż jednak mięśnie piekły troszeczkę, zaczęta we wtorek, skończona w piątek.Prezentuję dopiero dziś, już troszkę sfatygowana, idzie do prania.
Swoją rolę jednak spełniła ,prezentowała się nawet, nawet.
W czasie tego niby lenistwa gipsowego nie byłam aż tak leniwa.Jak pisałam we wcześniejszym poście wyciągnęłąm "gotowca" .Troszkę poszło do przodu ale zdjęcia jutro bo nie wiem dlaczego nie zapisało się w aparacie<ma się te zdolności-:)>
A na koniec , gdzie lubi spać kocica? O tu:

Torba należy do Potomkini, która w tym czasie próbowała spakować się do wyjazdu na uczelnię-:):):)