środa, 25 maja 2011

To już normalnie szczyt wszystkiego.
Na własny blog weszłam "po czyiś plecach".
Od prawie tygodnia nie mogę normalnie tu wejść, wyrzuca mnie, każe się na nowo logować, odsyła na maila.
Zdjęcia wkleję jak na to szanowny Blogger pozwoli.
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.......................................................

sobota, 14 maja 2011

Długo nie robiłam żadnego wpisu ale oczywiście cudze czytałam.
Od kilku dni nie mogłam tu wejść.Coś fiksuje ten nasz bloger.Miałam wgląd tylko przez obce blogi.
Brak wpisów nie oznaczał zastoju w robótkach.O nieeee, o to niech mnie nikt nie podejrzewa:).
Jednak moja "twórczość" w tym czasie charakteryzowała się robieniem i pruciem.To mi wychodzi najlepiej.
Pod koniec kwietnia stwierdziłyśmy z córą, że przydałby się Jej jakiś lekki rozpinany sweterek na lato. Zakupiłyśmy nitkę<cienka jak piorun, 970m/100g> ale na szydełko idealna. Troszkę źle się robi bo włókna haczą o szydełko.Wzór podpatrzony na innym blogu.Robiłam dookoła, doszłam prawie do pachy i okazało się, że jest troszkę za wąska.Lekko mnie to zdenerwowało.Stało sie to za sprawą Młodej bo kiedy przymierzałam na początku krzyczała, że chce wężej.No to było wężej.Potem:"ma być talia".Ok wyrobiłam talię.I jest ok 5cm za wąskie w obwodzie.Miałam spruć.Zostawiłam jednak.Ktoś gubi wagę, liczy na to, że do lipca lekko spadnie.Wtedy dorobię resztę.Kolor nie mój.Cóż, to nie dla mnie, nie krytykuję.
To pierwsze dzieło.
Na wskutek oczyszczania zapasów nitek powstaje taki o to bieżnik,wzór oczywiście z netu.


Nitka to Kord z ariadny.Coś kiedyś komuś robiłam i zostały mi 2 szpule.Kilkakrotnie przymierzałam się do tej nitki ale żaden wybrany wzór nie wyglądał.Obecnie robię i co wyjdzie to będzie.Zostało do wykonania 6 rzędów. 
Jednak po paru dniach zapachniało monotonią.Oczywiście 100 pomysłów na minutę, które zaraz, natychmiast muszą być wprowadzone w czyn i do ręki weszły druty.Bo oczywiście nie mam co na siebie włożyć a pod ręką zalega od kilku lat nitka, która również miała już kilka swoich próbek, które wcześniej mi się nie podobały.Postanowiłam zrobić sobie letnią bluzeczkę na drutach od góry.Musze zaznaczyć, że w drutach nie jestem mocna, od góry nigdy nie robiłam, do tego zachciało mi się ażurów, które jeszcze kaleczę.Powstało takie coś:
Zdjęcie nie odzwierciedla brzydoty faktury jak mi wyszła.Generalnie sama nitka ciężka do robienia, oczka wychodzą nierówne.Nie pamiętam nazwy, odleżała u mnie również kilka lat.Chyba kalinka.Mam tego pół kilo i uparłam się, że w tym roku wykorzystam.Zrezygnowałam z robienia na żyłkach, przełożyłam na proste 2 i oczywiście ma być ażurowo.Od wczoraj powstało tyle:
Będę dłubać bo nitka cienka, oczek 170<jestem duża>jak znam siebie dojdę do pachy i stwierdzę, że coś jest nie tak ale na razie robię.
Na koniec motek kalinki zakupiony wczoraj na próbkę bluzeczki szydełkowej.Znalazłam kilka modeli, które mi się bardzo podobają.Wymagają jednak czegoś cienkiego a ja przy swoich gabarytach muszę uważać co robię.Wiem, że nie powinnam chodzić w dzianinie ale może uda się wykonać jakieś"cudo"...-:)
I tym optymistycznym akcentem na dziś koniec.
Pozdrawiam tych, którzy nawet anonimowo zaglądają do mnie, a osoby pozostawiające ślad w postaci wpisów cmokam serdecznie.

środa, 27 kwietnia 2011

Troszkę mnie tu nie było.Nie oznacza to,że nie zaglądałam ale nie miałam weny, ten gips mnie pokonał.W ubiegły wtorek zostałam wreszcie uwolniona od tego ciężaru<6 tygodni!>.  Sądziłam, że będzie ciężko ale moja kochana grabulka zrobiła mi przedświąteczną niespodziankę, troszkę się rusza.Fakt, kość nie do końca jeszcze zrośnięta ale jak to mnie pocieszył pan ortopeda"może ją pani złamać jeszcze raz i nas to nie będzie martwić, najważniejsze aby wróciła ruchomość stawu łokciowego".No to ruszam tą ręką.Zdroworozsądkowo ale ruszam.
I co robi maniaczka szydełka po powrocie do domu i lekkim odzipie? Bierze szydełko i sprawdza czy w ogóle da się coś zrobić.Nadgarstek nie był taki sztywny .W związku z tym na szybkiego poszukałam w necie jakiegoś prostego wzoru na serwetkę do koszyczka bo oczywiście "szewc bez butów chodzi", brak świeżego towaru w domu gdyż trzeba było wcześniej najbliższych obdarować, potem ten gips i klaps, nie ma czym przykryć święconki.Coś tam by się w domu znalazło ale mi się już nie podobało i o!Poszło:)
Szło troszkę długo bo jednak sprawności troszkę brak i rozsądek kazał robić przerwy gdyż jednak mięśnie piekły troszeczkę, zaczęta we wtorek, skończona w piątek.Prezentuję dopiero dziś, już troszkę sfatygowana, idzie do prania.
Swoją rolę jednak spełniła ,prezentowała się nawet, nawet.
W czasie tego niby lenistwa gipsowego nie byłam aż tak leniwa.Jak pisałam we wcześniejszym poście wyciągnęłąm "gotowca" .Troszkę poszło do przodu ale zdjęcia jutro bo nie wiem dlaczego nie zapisało się w aparacie<ma się te zdolności-:)>
A na koniec , gdzie lubi spać kocica? O tu:

Torba należy do Potomkini, która w tym czasie próbowała spakować się do wyjazdu na uczelnię-:):):)

środa, 30 marca 2011

Zaglądam codziennie na blogi ale sama nic nie mam.Na tyle na ile pozwala mi ręka kleję gobelinówką.Dzis byłam kontrolnie u ortopedy z tą moją grabulką-nie zrasta się, dalsze 3 tygodnie gipsu i 19 kwietnia decyzja konkretna , chyba jednak zabieg.Nastrój kompletnie poszedł w dół.nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę do moich robótek w takim rozmiarze jak dotąd.....

środa, 23 marca 2011

Nie było mnie ponad tydzień. Proza życia, zmiana umowy na neta.tym o to sposobem dowiedziałam się,że nie jestem uzależniona od bycia w sieci.Spokojnie mogę funkcjonować. Za to uzależniona na maksa jestem od robótek.Pisałam wcześniej,że jak mi unicestwili tę grabulkę to mnie nerwy nosiły.Bo nosiły-czas przeszły, już nie noszą.Po tygodniu gipsu spróbowałam.szydełko odpadło w przedbiegach-potrzeba dwóch sprawnych rączek, tak samo z drutami.Rozpoczęte mam , jak pisałam wcześniej moje haftowane tulipany.za dużo tam jednak pajączków.Próbowałam z tym gipsem, wychodzą krzywo, szkoda tego co już jest. I tym o to sposobem mój zakupiony kilka lat temu gotowiec<pisałam o nim wcześniej> wszedł na sztalugi. Małżowinek znając mojego bzika bez zbędnych dyskusji zniósł ze strychu te kije, zamocował szkaradę i ruszyłam do dzieła. I tu zaczęły się schody .I nie chodzi o wyszywanie jedną ręką<lewą> haftem gobelinowym. Problem powstał w dobranych wcześniej kolorach nitek.Aż mi się nie chce wierzyć,że to ja dobierałam ten kicz.Sukcesywnie,przy każdej bytności Małżowinka w mieście zabieram się rownież i wymieniam kolory.Potomkini patrząc przez weekend jak matka ciągle coś pruje próbowała namówić mnie na rzucenie tej roboty do pieca.Uparłam się i wyszyję. Po kocich łbach ale wyszyję.Jeszcze ta nitka:a riadna.bez komentarza.jednak kiedyś nią zaczęlam i szkoda mi było pruć 4 rzędow.Teraz żałuję ale już za późno. Zdjęć nie wkleję, aparat foto dostal nóg i zniknął z domu<pojechał z Potomkinią na uczelnię>.Czorcicha słowem nie wspomniała, że go zabiera a aparat w komórce już dawno się spsuł<za duzo rtęci po upadku się z niego wysypało. Jednak od chwili machnięcia iglą przestało mnie nosić,nerwy się uspokoiły-:)
Lubię ten mój nałóg....

niedziela, 13 marca 2011

Żeby nie bylo, tak wygląda moja prawa ręka-:)
Nadal ponoszą mnie nerwy bo nic nie mogę robić.Pałętam się jak nie powiem co.Zrobienie czegokolwiek kończy się bólem lewego tym razem nadgarstka bo jest najnormalniej przeciążony.
A dookoła wiele się dzieje.Wiosna w pełni, pora sięgnąć za grabie i nie tylko.
Ostatni tydzień owocował dużymi zmianami na moim podwórku.
Kilka lat temu zostawiliśmy miejskie życie za nami, zachciało się nam natury.A ta "natura" okazała się starym zaniedbanym dawnym gospodarstwem, które po naszym zamieszkaniu sukcesywnie zaczęło się rozwalać.I nie  piszę tego aby narzekać bo mniej więcej<chyba jednak mniej> wiedzieliśmy w co się pakujemy.
Byla stara duża stodoła, którą Małżowinek "polożył" jesienią.W związku z tym jedna strona podwórka do dziś jest "piękna" chociaż porządek jako tako zrobiony.
Swojej kolejki w demontażu doczekała się również obora.Pierwotnie w jej demolce pomogla natura zaraz po naszym zamieszkaniu.Najnormalniej w świecie jedna porządna wichura i jeden bok runął.Staraliśmy się własnym sumptem zrobić porządek, wykorzystać to co zostało ale niestety waliło się dalej.
Dzięki pomocy zaprzyjaźnionej firmy "dostaliśmy" na kilka dni sprzęt i ludzi do wywózki<przesympatyczni panowie,których samochody miały stanowczo za wielkie koła>. I jak zwykle u nas nic nie może przebiegać w normalnym trybie.We wtorek zaczęli, 6 "starów" z gruzem wyjechalo.W międzyczasie tego dnia polamalam to łapsko.Na środę i czwartek okazało się, że właściciel firmy musi nagle wycofać od nas sprzęt.Super.W piątek zabrali się ponownie do dzieła.Okazało się, że samochód przeznaczony do wywózki gruzu jest za duży na naszą nawierzchnię podwórka .Zrobiło się takie błoto, że pan nie mógł tą swoją "wanną"wyjechać.Świetnie
W sobotę z samego rana chyba już ambicjonalnie "dostaliśmy" wszystkie małe samochody w firmie i wreszcie robota ruszyla, normalnie pan na koparce jakby miał kilka odnóg to kręciłby nimi dookoła.13 wywrotek wywiozło to co szpecilo przez ostatnie 5 lat nasze oblicze.
Kilka fotek 'ku pamięci'
To jest 'mała" wywrotka.
A tak wyglądało podwórko.To ostatnie zdjęcie to już pozostałość dla nas do posprzątania.
I jak ja mam się nie denerwować z powodu mojego inwalidztwa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jutro bedę wiedziała czy czeka mnie "składanie" przez ortopedów.
Hmmmmmm , ten wpis taki długi, lewa ręką...To może by tak skończyć magisterkę?

środa, 9 marca 2011

Dlugo nie będzie żadnych nowych robotek-:( Jak pech to pech,mówiąc kolokwialnie załatwiłam się na cacy.Prawa ręka zagipsowana,kość promieniowa złamana w stawie łokciowym.Przede mną wizja zabiegu operacyjnego i zespalania :(:(:( Jestem zła sama na siebie.Ręka boli pieruńsko, o robótkach mogę zapomnieć, czytać nie mogę,spać nie moge, nosi mnie.....