sobota, 28 maja 2011

Jednak potrzebne były zmiany.Troszkę świeżej farby, posprzątania kątów i wchodzę przez własne drzwi.
Na początek mały bieżniczek.Nie jest to świeży wyrób.Nitka Snehurka, kolor jasny beż,zrobiony aby wykończyć nitkę pozostałą po większym projekcie
Ostatnio robony bieżnik wygląda po skończeniu tak:
z kilku zrobionych zdjęć tylko to jedno akurat się nadaje do publikacji.Końcowy wymiar 50x105 cm, nitka Kord Ariadny 250g/840m kolor373, szydełko 2.
A teraz również troszkę staroci, wykonanych jeszcze w czasach miejskich,czyli maja ponad 7-10 lat.
Nie mogłam się powstrzymać aby nie wkleić tu tej potwory, chwila nieuwagi, a kot na szczycie.
Obrus okrągły, średnica 170 cm, również wykonany z kordu, poszło coś 7-8 szpul.Tym wzorem i nitką zrobiłam w tamtym okresie 2.Robiło się szybko, przyjemnie, kord jako nowość zachwycił mnie wtedy.Dziś odnoszę wrażenie, że jakość nitki spadła,jest bardziej sztywna, zwija się w trakcie robótki i sprężynuje.
Jednak tamte obrusy prezentują się na stołach wspaniale, nie wymagają krochmalenia, prasowania.Ich urokiem jest właśnie taki"lejący się" układ.
Do tego mam sentyment.Również "miastowy".Nie pamiętam z czego w tamtym okresie robiłam, pasuje mi w dotyku na snehurkę.Pomimo upływu lat trzyma biel.Rozmiar 160x105cm
Powyższa sesja zdjęciowa powstała dzięki zapałowi dziecka, stąd tyle tych zdjęć<kazała szafy wietrzyć i starocie światu pokazać>
A obecnie na szydełku robi sie:
Pozostało mi po zrobieniu bieżnika pół szpuli nitki. Postanowiłam zrobić Mamie na Dzień Matki niewielką serwetkę.Znalazłam na blogu Lacrimy śliczną serweteczkę na drutach, zawsze chciałam się nauczyć robić takie cuda nie tylko na szydełku.Lacrima, super kobietka, zaczepiona przeze mnie na komunikatorze nie napisała "odwal się babo" tylko krok po kroku tłumaczyła jełopowi jak i co zrobić <nigdy wcześniej nie miałyśmy ze sobą kontaktu>.Ale jełop oporny na wiedzę<nitka za śliska, znowu kord>nie poradził sobie. .Wróciłam do wersji szydełkowej .Nie odkładam jednak tego projektu w zapomnienie. Wrócę do tego wzoru jak uporam się z tym co obecnie muszę pilnie skończyć<praca magisterska>.Postanowiłam na szydełku zrobić serwetke, niedużą.
 Sobie robiłam taką do koszyczka tylko z cienkiej nitki.Jednak w trakcie robótkowania nastąpiła zmiana planów.Postanowiłam lekko zwiększyć średnicę robótki<lekko!> Mama ma stoliczek okrągły o średnicy 60 cm.I tak o to tym sposobem nie tylko musiałam dokupić ponownie jeszcze jedną szpulę ale już dziś wiem, że potrzebna będzie jeszcze jedna.Miał być prezent, był w wersji roboczej, obdarowana zasugerowała własnie jeszcze  troszkę większy rozmiar.I ok , będzie. tylko nie wiem kiedy-:)
Nową szatę bloga zawdzięczam również mojej córuni.Stwierdziła, że u mnie tak buro, szaro i zimno.Miała rację ale ja neptyk komputerowy<tyle lat i nie mogę "załapać">.
W moim blogowaniu nastapi teraz przerwa około miesiąca.Trzymajcie za mnie kciuki abym to wreszcie skończyła bo kompletnie nie mam serca do tematu moich naukowych wypocin.
Wrócę...-:)

piątek, 27 maja 2011

Nadal wchodzę do siebie przez uprzejmość innych<Elżbietko dzięki za trzymanie otwartych drzwi> .
Czy tylko ja mam ten problem.Obecnie wyskakuje mi ciągle błąd przy logowaniu,jakby mojego blogu nie było!!!!!!!!!

środa, 25 maja 2011

To już normalnie szczyt wszystkiego.
Na własny blog weszłam "po czyiś plecach".
Od prawie tygodnia nie mogę normalnie tu wejść, wyrzuca mnie, każe się na nowo logować, odsyła na maila.
Zdjęcia wkleję jak na to szanowny Blogger pozwoli.
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.......................................................

sobota, 14 maja 2011

Długo nie robiłam żadnego wpisu ale oczywiście cudze czytałam.
Od kilku dni nie mogłam tu wejść.Coś fiksuje ten nasz bloger.Miałam wgląd tylko przez obce blogi.
Brak wpisów nie oznaczał zastoju w robótkach.O nieeee, o to niech mnie nikt nie podejrzewa:).
Jednak moja "twórczość" w tym czasie charakteryzowała się robieniem i pruciem.To mi wychodzi najlepiej.
Pod koniec kwietnia stwierdziłyśmy z córą, że przydałby się Jej jakiś lekki rozpinany sweterek na lato. Zakupiłyśmy nitkę<cienka jak piorun, 970m/100g> ale na szydełko idealna. Troszkę źle się robi bo włókna haczą o szydełko.Wzór podpatrzony na innym blogu.Robiłam dookoła, doszłam prawie do pachy i okazało się, że jest troszkę za wąska.Lekko mnie to zdenerwowało.Stało sie to za sprawą Młodej bo kiedy przymierzałam na początku krzyczała, że chce wężej.No to było wężej.Potem:"ma być talia".Ok wyrobiłam talię.I jest ok 5cm za wąskie w obwodzie.Miałam spruć.Zostawiłam jednak.Ktoś gubi wagę, liczy na to, że do lipca lekko spadnie.Wtedy dorobię resztę.Kolor nie mój.Cóż, to nie dla mnie, nie krytykuję.
To pierwsze dzieło.
Na wskutek oczyszczania zapasów nitek powstaje taki o to bieżnik,wzór oczywiście z netu.


Nitka to Kord z ariadny.Coś kiedyś komuś robiłam i zostały mi 2 szpule.Kilkakrotnie przymierzałam się do tej nitki ale żaden wybrany wzór nie wyglądał.Obecnie robię i co wyjdzie to będzie.Zostało do wykonania 6 rzędów. 
Jednak po paru dniach zapachniało monotonią.Oczywiście 100 pomysłów na minutę, które zaraz, natychmiast muszą być wprowadzone w czyn i do ręki weszły druty.Bo oczywiście nie mam co na siebie włożyć a pod ręką zalega od kilku lat nitka, która również miała już kilka swoich próbek, które wcześniej mi się nie podobały.Postanowiłam zrobić sobie letnią bluzeczkę na drutach od góry.Musze zaznaczyć, że w drutach nie jestem mocna, od góry nigdy nie robiłam, do tego zachciało mi się ażurów, które jeszcze kaleczę.Powstało takie coś:
Zdjęcie nie odzwierciedla brzydoty faktury jak mi wyszła.Generalnie sama nitka ciężka do robienia, oczka wychodzą nierówne.Nie pamiętam nazwy, odleżała u mnie również kilka lat.Chyba kalinka.Mam tego pół kilo i uparłam się, że w tym roku wykorzystam.Zrezygnowałam z robienia na żyłkach, przełożyłam na proste 2 i oczywiście ma być ażurowo.Od wczoraj powstało tyle:
Będę dłubać bo nitka cienka, oczek 170<jestem duża>jak znam siebie dojdę do pachy i stwierdzę, że coś jest nie tak ale na razie robię.
Na koniec motek kalinki zakupiony wczoraj na próbkę bluzeczki szydełkowej.Znalazłam kilka modeli, które mi się bardzo podobają.Wymagają jednak czegoś cienkiego a ja przy swoich gabarytach muszę uważać co robię.Wiem, że nie powinnam chodzić w dzianinie ale może uda się wykonać jakieś"cudo"...-:)
I tym optymistycznym akcentem na dziś koniec.
Pozdrawiam tych, którzy nawet anonimowo zaglądają do mnie, a osoby pozostawiające ślad w postaci wpisów cmokam serdecznie.

środa, 27 kwietnia 2011

Troszkę mnie tu nie było.Nie oznacza to,że nie zaglądałam ale nie miałam weny, ten gips mnie pokonał.W ubiegły wtorek zostałam wreszcie uwolniona od tego ciężaru<6 tygodni!>.  Sądziłam, że będzie ciężko ale moja kochana grabulka zrobiła mi przedświąteczną niespodziankę, troszkę się rusza.Fakt, kość nie do końca jeszcze zrośnięta ale jak to mnie pocieszył pan ortopeda"może ją pani złamać jeszcze raz i nas to nie będzie martwić, najważniejsze aby wróciła ruchomość stawu łokciowego".No to ruszam tą ręką.Zdroworozsądkowo ale ruszam.
I co robi maniaczka szydełka po powrocie do domu i lekkim odzipie? Bierze szydełko i sprawdza czy w ogóle da się coś zrobić.Nadgarstek nie był taki sztywny .W związku z tym na szybkiego poszukałam w necie jakiegoś prostego wzoru na serwetkę do koszyczka bo oczywiście "szewc bez butów chodzi", brak świeżego towaru w domu gdyż trzeba było wcześniej najbliższych obdarować, potem ten gips i klaps, nie ma czym przykryć święconki.Coś tam by się w domu znalazło ale mi się już nie podobało i o!Poszło:)
Szło troszkę długo bo jednak sprawności troszkę brak i rozsądek kazał robić przerwy gdyż jednak mięśnie piekły troszeczkę, zaczęta we wtorek, skończona w piątek.Prezentuję dopiero dziś, już troszkę sfatygowana, idzie do prania.
Swoją rolę jednak spełniła ,prezentowała się nawet, nawet.
W czasie tego niby lenistwa gipsowego nie byłam aż tak leniwa.Jak pisałam we wcześniejszym poście wyciągnęłąm "gotowca" .Troszkę poszło do przodu ale zdjęcia jutro bo nie wiem dlaczego nie zapisało się w aparacie<ma się te zdolności-:)>
A na koniec , gdzie lubi spać kocica? O tu:

Torba należy do Potomkini, która w tym czasie próbowała spakować się do wyjazdu na uczelnię-:):):)

środa, 30 marca 2011

Zaglądam codziennie na blogi ale sama nic nie mam.Na tyle na ile pozwala mi ręka kleję gobelinówką.Dzis byłam kontrolnie u ortopedy z tą moją grabulką-nie zrasta się, dalsze 3 tygodnie gipsu i 19 kwietnia decyzja konkretna , chyba jednak zabieg.Nastrój kompletnie poszedł w dół.nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę do moich robótek w takim rozmiarze jak dotąd.....

środa, 23 marca 2011

Nie było mnie ponad tydzień. Proza życia, zmiana umowy na neta.tym o to sposobem dowiedziałam się,że nie jestem uzależniona od bycia w sieci.Spokojnie mogę funkcjonować. Za to uzależniona na maksa jestem od robótek.Pisałam wcześniej,że jak mi unicestwili tę grabulkę to mnie nerwy nosiły.Bo nosiły-czas przeszły, już nie noszą.Po tygodniu gipsu spróbowałam.szydełko odpadło w przedbiegach-potrzeba dwóch sprawnych rączek, tak samo z drutami.Rozpoczęte mam , jak pisałam wcześniej moje haftowane tulipany.za dużo tam jednak pajączków.Próbowałam z tym gipsem, wychodzą krzywo, szkoda tego co już jest. I tym o to sposobem mój zakupiony kilka lat temu gotowiec<pisałam o nim wcześniej> wszedł na sztalugi. Małżowinek znając mojego bzika bez zbędnych dyskusji zniósł ze strychu te kije, zamocował szkaradę i ruszyłam do dzieła. I tu zaczęły się schody .I nie chodzi o wyszywanie jedną ręką<lewą> haftem gobelinowym. Problem powstał w dobranych wcześniej kolorach nitek.Aż mi się nie chce wierzyć,że to ja dobierałam ten kicz.Sukcesywnie,przy każdej bytności Małżowinka w mieście zabieram się rownież i wymieniam kolory.Potomkini patrząc przez weekend jak matka ciągle coś pruje próbowała namówić mnie na rzucenie tej roboty do pieca.Uparłam się i wyszyję. Po kocich łbach ale wyszyję.Jeszcze ta nitka:a riadna.bez komentarza.jednak kiedyś nią zaczęlam i szkoda mi było pruć 4 rzędow.Teraz żałuję ale już za późno. Zdjęć nie wkleję, aparat foto dostal nóg i zniknął z domu<pojechał z Potomkinią na uczelnię>.Czorcicha słowem nie wspomniała, że go zabiera a aparat w komórce już dawno się spsuł<za duzo rtęci po upadku się z niego wysypało. Jednak od chwili machnięcia iglą przestało mnie nosić,nerwy się uspokoiły-:)
Lubię ten mój nałóg....