Zapowiada się długi post.Musze nadrobić zaległości w prezentowaniu tego co dokonane , sprute i w zamiarach.
Dwa posty temu pisałam o zrobionym ot tak w ramach wykańczania nitek bieżniczku. Powstał na wskutek przeglądania moich gazetek, spodobał się i jest.Gazeta to "Moje Robótki" nr 7 z 2002 roku.Praca przyjemna w wykonaniu jednak we wzorze autor nakazuje ciąć nitkę w kilku miejscach, łączyć osobno.Ja oczywiście nitki Koral nie znoszę ciąć gdyż "puszcza" a kleić mi się nie chciało więc zrobiłam ciągiem.Da się.
Wymiary owego dzieła 95x47
Efekt osiągnięty ,przeciętny, zadowalający.Bieżnik służy, leży na stole kuchennym i to najważniejsze.
I na tym zakończył się optymistyczny rozdział mojej dzisiejszej opowieści:)
Pora na to co nieudane bo nie tylko z samych sukcesów składa się moja "twórczość".
Jesienią prezentowałam szalik Summit zrobiony dla córy.Zostało mi około 140g nitki.Zachciało mi się takiego lżejszego szaliczka jesienno-wiosennego(pozazdrościłam tych wszystkich szali, chust ażurowych)Robótka trafiła do torebki i w niej tkwiła jako tzw. robótka torebkowa , dziergana na postojach, w chwilach poza domem.Powstał szalik o wymiarach 200x42 cm, wzór to delikatny ażur.Świetnie się dziergało.Z efektu końcowego byłam bardzo zadowolona.Tylko........ Lenistwo moje nie zna granic i zamiast po wypraniu przyszpilić, tzn zblokować porządnie to ja go dziś najnormalniej w świecie wyprasowałam gorącym żelazkiem z parą .I zepsułam.Jest nierówny, z pofalowanym miejscami brzegiem.Wylądował ponownie w misce z wodą ale nie wiem czy wróci do pierwotnego stanu bo nitka to bawełna zakupiona przez córę w e-dziewiarce.Fajny, kolorowy melanż.
Nawet udało się uzyskać w miarę naturalne kolorki.Zapomniałam dodać, że dziergało się toto i dziergało bo nitka cienka a drutki to 2,5 KP.Podejmowane były próby zrobienia tego na grubszych jednak wychodziła przysłowiowa "szmatka". Ale co, chciałam chusto-szal, zazdrościłam to mam:):):)
To były dzieła dokonane.Pora na niedokonane:):):)
Wspominałam również wcześniej o zamiarze zrobienia sobie poncza.Obecnie mam 4 wersję na drutach i jeśli nie uzyskam zadowalającego mnie efektu to po prostu zostanie mi ładny pled.Pled dlatego, że robię najzwyklejsze kolorowe kwadraty, które zamierzam potem razem połączyć.Nitki mam 1100g w 4 kolorach z gatunku "Zorza".Więcej nie da się bo zamknęli fabrykę a pani w pasmanterii zrobiła ze mnie zwierzę cztero kopytne twierdząc, iż ma zapasy w jednym kolorze.Kupiłam na początek 300g a potem dokupowałam tylko kolorki bo coś z tym fantem trzeba było zrobić.
Była wersja entrelakowa, paski meksykańskie, całość w ryżu(jeszcze nie sprute) i ostały się kwadraty ryżowe.Tak sobie na to jeszcze patrzę i chyba jednak pled:):)
Długo się zrobiło.Jak mnie nie ma to nie ma a jak już to do zanudzenia:)
Obecna robótka przy porannej kawie:
Wczoraj uzyskała miano "plastikowej ceraty":) I oczywiście po zrobieniu elementu róży jestem zdegustowana.Cały element wygląda jak spłaszczony.Aaaaa , zapomniałam dodać, że jest to moja pierwsza robótka techniką filetu.Nigdy nie robiłam, nie "ciągnęło" mnie.Stali obserwatorzy bloga zorientowali się już chyba dawno, że "kocham" elementy.Ten obrus jednak szalenie mi się podoba.Wzór zaczerpnęłam z bloga Doroty: Szydełkomania.Robi się rewelacyjnie.Nie trzeba ciąć nitki, chować końcówek.Tylko to spłaszczania....
Zrobiłam próbkę, 3 warianty przerabiania słupków:
Środkowy jest klasyczny, spłaszcza.Dolny najbardziej odpowiada ideałowi ale nim nie jest.Spróbuję zrobić jeszcze raz(tego paska nie pruję jeszcze).Nitka to Maxi 560m x100g, szydełko 1,5.Oczywiście ma to być obrus.Dla mnie. Rozpoczęty ot tak dla przyjemności(raczej z głupoty bo powinnam robić zupełnie co innego ale o tym sza).
KONIEC:):):)