Nie było mnie ponad tydzień. Proza życia, zmiana umowy na neta.tym o to sposobem dowiedziałam się,że nie jestem uzależniona od bycia w sieci.Spokojnie mogę funkcjonować. Za to uzależniona na maksa jestem od robótek.Pisałam wcześniej,że jak mi unicestwili tę grabulkę to mnie nerwy nosiły.Bo nosiły-czas przeszły, już nie noszą.Po tygodniu gipsu spróbowałam.szydełko odpadło w przedbiegach-potrzeba dwóch sprawnych rączek, tak samo z drutami.Rozpoczęte mam , jak pisałam wcześniej moje haftowane tulipany.za dużo tam jednak pajączków.Próbowałam z tym gipsem, wychodzą krzywo, szkoda tego co już jest. I tym o to sposobem mój zakupiony kilka lat temu gotowiec<pisałam o nim wcześniej> wszedł na sztalugi. Małżowinek znając mojego bzika bez zbędnych dyskusji zniósł ze strychu te kije, zamocował szkaradę i ruszyłam do dzieła. I tu zaczęły się schody .I nie chodzi o wyszywanie jedną ręką<lewą> haftem gobelinowym. Problem powstał w dobranych wcześniej kolorach nitek.Aż mi się nie chce wierzyć,że to ja dobierałam ten kicz.Sukcesywnie,przy każdej bytności Małżowinka w mieście zabieram się rownież i wymieniam kolory.Potomkini patrząc przez weekend jak matka ciągle coś pruje próbowała namówić mnie na rzucenie tej roboty do pieca.Uparłam się i wyszyję. Po kocich łbach ale wyszyję.Jeszcze ta nitka:a riadna.bez komentarza.jednak kiedyś nią zaczęlam i szkoda mi było pruć 4 rzędow.Teraz żałuję ale już za późno. Zdjęć nie wkleję, aparat foto dostal nóg i zniknął z domu<pojechał z Potomkinią na uczelnię>.Czorcicha słowem nie wspomniała, że go zabiera a aparat w komórce już dawno się spsuł<za duzo rtęci po upadku się z niego wysypało. Jednak od chwili machnięcia iglą przestało mnie nosić,nerwy się uspokoiły-:)
Lubię ten mój nałóg....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz